ostrą odpowiedź. – Poza tym, jak wyjdzie za mąż, to b

ostrą odpowiedź. – Poza tym, jak wyjdzie za mąż, to będzie musiała prząść dla swojej rodziny – dodała Meleas. – Jak zwykle Morgiana jak najmniej chce siedzieć przy kołowrotku! – Puściła w ruch własny kołowrotek i zręcznie przeciągała wrzeciono. Morgiana wzruszyła ramionami. – To fakt, że preferuję gręplować wełnę, ale już nic nie zostało – powiedziała i z niechęcią podjęła wrzeciono. – A przecież jesteś między nami najlepszą prząśniczką – powiedziała Gwenifer. – Twoja nić jest zawsze równa i przenigdy się nie rwie. Moja się rwie od samego patrzenia na nią. – Zawsze byłam zręczna. Może po prostu zmęczona już jestem przędzeniem, bo matka nauczyła mnie tego, kiedy byłam ta malutka – zwierzyła się Morgiana i zaczęła przesuwać nić między palcami. To fakt, nienawidziła prząść i wymawiała się od tego, kiedy tylko mogła... obracać, obracać nić między palcami, nieruchome ciało, tylko palce się poruszają, a koło obraca się i obraca... w górę i w dół, w górę i w dół... obracać, obracać w palcach... tak łatwo jest zapaść w trans. Kobiety plotkowały o nieistotnych wydarzeniach... Meleas i jej poranne nudności... jakaś kobieta przybyła z dworu Lota ze skandalicznymi opowieściami o jego rozwiązłości... Już ja bym im mogła opowiedzieć, gdybym chciała, że nawet siostrzenica jego żony nie mogła uciec przed jego lubieżnymi łapskami... kosztowało mnie to dużo ostrych słów, by się ustrzec jego łoża; jemu tam wszystko jedno, dziewica czy mężatka, księżniczka czy pasterka, byleby nosiła spódnicę... obracaj się, nitko, obracaj, patrz, jak wrzeciono się kręci, wij się, nitko, wij. Gwydion musi już być dużym chłopczykiem, ma trzy latka, już powinien mieć drewniany mieczyk i takich wyrzeźbionych rycerzyków, jakie robiła dla Garetha. Pamiętała wciąż ciężar Artura na swoich kolanach, kiedy była małą dziewczynką, tutaj, w Caerleon, na dworze Uthera... jakie to powodzenie, że Gwydion nie jest podobny do ojca, mała replika Artura biegająca po dworze Lota dopiero by wzbudziła podejrzenia. Prędzej czy później ktoś i tak poskłada do kupy kołowrotek i wrzeciono i uprzędzie sobie nić odpowiedzi... Morgiana ze złością odrzuciła skroń. Tak łatwo jej jest zapaść w trans przy przędzeniu. Ale musi odrobić swoją część, muszą mieć przędzę, by tkać owej zimy, a kobiety będą robiły szaty na bale... Kaj wcale nie był jedynym mężczyzną przed sześćdziesiątką w tym zamku. Był też Kevin Bard, który przybył z wiadomościami z Krainy dekady... jak wolno wrzeciono opada ku podłodze... wij się, wij się nitko... jakby palce żyły własnym życiem, oddzielonym od jej życia... nawet w Avalonie nienawidziła prząść... w Avalonie między kapłankami starała się odrabiać więcej niż swoją część pracy zawodowej przy farbowaniu, żeby uniknąć obrzydłego kołowrotka, który wprawiał w wir jej fantazje, choć ciało siedziało bez aktywności... kiedy nić się kręciła, to jest jak spiralny taniec wokół Toru, w krąg i w krąg, tak jak świat kręci się wokół słońca na niebie, choć nieuczeni ludzie myślą, że jest w innym przypadku... Rzeczy nie zawsze są takimi, jakimi się wydają, prawdopodobnie to wrzeciono obraca się dokoła nici tak, jak nić obraca się dokoła siebie, wkoło, wkoło, wijąc się jak wąż... jak smok na niebie... gdyby była mężczyzną i mogła wyjeżdżać razem z legionem Caerleonu, przynajmniej nie musiałaby siedzieć tu i prząść, prząść, wkoło, wkoło, wkoło... ale nawet legion jeździ wkoło Saksonów, a Saksoni wkoło nich, jak krew wkoło krąży w żyłach, czerwona krew płynie, płynie... rozlewa się na kobierzec... Morgiana usłyszała własny krzyk dopiero wtedy, gdy rozdarł ciszę w komnacie. Upuściła wrzeciono. Potoczyło się daleko w tę krew, która płynęła purpurą, pulsowała, wylewała się na kobierzec... – Morgiano, siostro! Czy zakłułaś się wrzecionem? Co ci jest? – Krew na kobiercu – wymamrotała Morgiana. – Patrz, tam, tam, zaraz na prosto